Staramy się być wszędzie, gdzie nas potrzebują

Sekcja Wolontariatu w naszym Uniwersytecie działa już 10 lat i liczy dziś 63 członków!  O tym, co zdziałała, z czego jest znana nie tylko w TUTW, w mieście, ale i w kraju, najwięcej może powiedzieć osoba, kierująca tą sekcją od początku, czyli STANISŁAWA ZIELIŃSKA.

Zanim zapytam, skąd wziął się u nas wolontariat, muszę dowiedzieć się, skąd Pani wzięła się w Uniwersytecie?

Stanisława Zielińska: – Do zapisania się namówiła mnie starsza koleżanka, która już wcześniej znała tę organizację. Akurat Uniwersytet obchodził swoje 10-lecie i ja przy okazji świętowania jubileuszu mogłam się zorientować, co TUTW robi, co można w nim robić, będąc słuchaczką itd. Wtedy zapisywanie się nie było takie trudne, jak dziś, bo było nas mało, mniej niż 300. A jak się już zapisałam, to starałam się być w Uniwersytecie aktywna i przy okazji jakichś kolejnych wyborów władz Uniwersytetu, moja była pani dyrektor zaproponowała mi kandydowanie do Zarządu. Byłam w nim 6 lat.  I mogę powiedzieć, że jestem bardzo szczęśliwa, bo – w ogóle – okres pracy w TUTW, w Zarządzie, a zwłaszcza w Sekcji Wolontariatu dał mi bardzo wiele. To był czas mojego osobistego rozwoju.
Tak dużo się tu nauczyłam, poznałam wielu wspaniałych ludzi, zyskałam mnóstwo przyjaciół, zdobyłam tyle doświadczeń, że chyba w innych warunkach bym ich nie zdobyła.

A wolontariat wziął się skąd?

SZ: – Wolontariat wziął się wiosną 2006, kiedy sympatyczni młodzi ludzie z Kujawsko-Pomorskiego Ośrodka Wsparcia Inicjatyw Pozarządowych „Tłok” i Stowarzyszenia Inicjatyw Niemożliwych „Motyka” zaproponowali nam założenie Sekcji Wolontariatu. Inspiracją była idea łączenia pokoleń przez wspieranie i pobudzanie energii społecznej seniorów. Cele te staraliśmy się osiągać podczas realizacji projektu „Bank czasu seniora, juniora i dziecka” i trwa to praktycznie do dziś. Rozpoczynaliśmy naszą działalność od przygotowania wolontariuszy – słuchaczy TUTW – do pracy na rzecz innych organizacji pozarządowych, instytucji i konkretnych osób, którym potrzebna była pomoc. Wszyscy chętni spośród naszych słuchaczy odbywali warsztaty, podczas których zapoznawano ich z ideą i praktyką pracy wolontariusza. Uczyliśmy się, jak pisać wnioski o dotacje, doskonaliliśmy formy komunikacji społecznej i pracy z dziećmi. Uczyliśmy się – często od podstaw – obsługi komputera. W związku z tym, że nasza działalność od początku skierowana była i jest do szeroko pojętej społeczności lokalnej, rozpoznawaliśmy potrzeby placówek i osób potrzebujących wsparcia, ocenialiśmy, jakie są nasze możliwości i chęci w odpowiadaniu na te potrzeby. Wreszcie, podzieliliśmy się swoimi oczekiwaniami i wiedzą, jak możemy służyć innym. Pracujemy zarówno na rzecz naszego stowarzyszenia, jak i innych organizacji, instytucji i placówek samorządowych. Chętnie również uczestniczymy w działaniach placówek lokalnych i wspieramy je.  

Stykała się Pani wcześniej z pracą wolontariuszy?

SZ: – Nie. Uczyłam się od podstaw organizowania akcji wolontariackich, pisania projektów na licznych szkoleniach, konferencjach, nawet na szczeblu krajowym. Nawiązaliśmy współpracę z Polsko-Amerykańską Fundacją Wolności.  Z czasem wszyscy w kraju, którzy angażują się w działania wolontariackie, dowiedzieli się o Uniwersytecie i o nas.

– Ci wolontariusze nie pojawili się jednak ot, tak, „na gwizdek”?

SZ: – Jak by  się pan rozejrzał, to w naszej organizacji jest wielu słuchaczy wspaniałych, kompetentnych, którzy bardzo chętnie poświęcają swój osobisty czas na pomaganie innym. Wtedy, w roku 2006, też tak było. Będąc w Zarządzie, zajmowałam się ewidencją członkowską i w czasie dyżurów zapisywałam nowych słuchaczy. Proponowałam im również zapisywanie się do Sekcji Wolontariatu. Teraz jest łatwiej, bo chwalimy się naszymi osiągnięciami na stronie internetowej, co roku przedstawiamy dokładne sprawozdania z naszych działań.

Zaczynaliście od projektu aktywizacji seniorów, ale to był pierwszy projekt?

SZ: – Dzisiaj mamy na koncie wiele zrealizowanych dużych projektów, w których byli i są  zaangażowani nasi wolontariusze. Współpracujemy z Ogniskiem Wychowawczym przy Parafii Św. Siostry Faustyny, z Oratorium na Rzecz Dzieci i Młodzieży z Rodzin Patologicznych przy tym kościele, z Ogniskiem Wychowawczym przy Centrum Pielęgnacji „Caritas”, z Domem Dziecka w Toruniu, z przedszkolem, z wieloma szkołami, zwłaszcza SP nr 3, z miejskim Schroniskiem dla Bezdomnych Zwierząt. Zbieramy żywność w sklepach w ramach Banku Żywności, prowadzimy Osiedlowy Klub Seniora, współpracujemy z Centrum Sztuki Współczesnej, z Toruńską Orkiestrą Symfoniczną i Toruńską Agendą Kulturalną. Dwoje naszych wolontariuszy jest Latarnikami w ogólnokrajowym projekcie „Polska cyfrowa równych szans”. O naszej Wolontariuszce Roku, Agacie Grzecznowskiej pisał pan już oddzielnie. Jesteśmy niemal przy każdej większej imprezie w mieście.

– A z tych wcześniejszych projektów?

SZ: – Na przykład: „Sztafeta pokoleń”, „Trzeci wiek w stronę społeczności lokalnej”, cieszące się wielką popularnością warsztaty fotograficzne „Marzenia w migawce”, „Kadry z szafy”, potem „Nasz bezpieczny świat”, „Młodzi i starsi razem”, praca w Kancelarii Św. Mikołaja, udział w akcji „Szlachetna Paczka”, w festynach podczas Świąt Rubinkowa, Stawek i Ulicy Rolniczej. Udzieliliśmy wsparcia organizatorom Ogólnopolskiego Zjazdu Krystyn i Zjazdu Absolwentów V LO. Mogłabym tak wymieniać jeszcze długo.

– Co jest w wolontariacie najtrudniejsze? Pozyskiwanie nowych słuchaczy?

SZ: – Nigdy nie miałam z tym trudności. Ostatnio była potrzebna pomoc przy obsłudze II Toruńskiego Festiwalu Skrzypiec. 43 osoby zgłosiły się niemal natychmiast, mimo że dyżury wypadały w różnych porach. Każde z nas ma w sercu naturalny altruizm, ale nie tylko. Wolontariat pozwala nam czerpać z życia radość, entuzjazm i siłę. Aktywnie zmieniamy swój świat na lepszy. Pracujemy z dziećmi, ludźmi młodymi i dorosłymi, ucząc się od siebie nawzajem. Miło i pożytecznie spędzamy swój czas wolny. Czujemy się osobami kompetentnymi, potrzebnymi, ważnymi i młodszymi, niżby wskazywała na to nasza metryka.

Czy Pani zawsze była takim społecznikiem?

SZ: – Nie. Sześć lat byłam nauczycielką matematyki, potem – bibliotekarką, a później zostałam metodykiem ds. bibliotek. Doświadczenie pedagogiczne bardzo mi pomogło w nawiązywaniu kontaktów z placówkami lokalnymi, w rozeznawaniu indywidualnych potrzeb ludzi, z którymi się stykałam i którym chcieliśmy, jako wolontariusze, pomóc.  

10 lat w Sekcji Wolontariatu, to mnóstwo pracy. Jest Pani trochę zmęczona?

SZ: – My się tu wszyscy normalnie starzejemy, ale jestem szczęśliwa, że jako wolontariuszka i opiekunka sekcji mogę, wspólnie z innymi wolontariuszami, służyć Uniwersytetowi i wielu innym organizacjom i placówkom, pomagać wielu mieszkańcom Torunia, starym i młodym, uczyć się i rozwijać wraz z nimi. To nie byłoby możliwe bez wsparcia ze strony Zarządu TUTW, wielu osób z zaprzyjaźnionych instytucji. Tym wspaniałym, życzliwym ludziom, przyjaciołom, którzy nas inspirują, wspierają i pokazują, że nasza praca ma sens, chciałabym przy okazji bardzo podziękować.

A w najbliższej przyszłości chcę jednak więcej czasu poświęcić wnuczce i prawnukom, bo oni również mają swoje potrzeby.

– Życzę więc Pani, aby doświadczenia  Pani nie poszły „w las”, a wolontariat nadal był taką „specialite de la maison” naszego Uniwersytetu. Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: TADEUSZ KOZŁOWSKI
Publikacja 6 listopada 2016